Pomiń, aby przejść do informacji o produkcie
1 z 1

Chwile wieczności

Kjersti Anfinnsen

Tłumaczenie: Karolina Drozdowska

Cena regularna
44,00 PLN
Cena regularna
44,00 PLN
Cena sprzedaży
44,00 PLN
Format

O autorze

Kjersti Anfinnsen (1975) – norweska pisarka
mieszkająca w Oslo. Ukończyła kurs kreatywnego pisania na Akademii Sztuki Współczesnej w Tromsø, na co dzień pracuje jako dentystka.

W 2020 roku otrzymała Havmannprisen za
Ostatnią pieszczotę, pierwszą odsłonę dylogii, która ukazuje się nakładem ArtRage, zaś tytułowe "Chwile wieczności" były w 2022 roku norweską kandydaturą do Nagrody Literackiej Unii Europejskiej

Szczegółowe informacje o książce

Oprawa: Miękka ze skrzydełka
ISBN: 978-83-67515-16-0
Liczba stron: 252
Rok wydania: 2023

Wszyscy się kiedyś zestarzejemy - "Chwile wieczności" mogą nas do tego przygotować.

Na "Chwile wieczności" składają się dwie przejmujące, pełne gorzkiego humoru powieści, które stanowią bezkompromisowe rozliczenie z życiem w późnej starości.

Niemal wszyscy, których Birgitte znała, już nie żyją. Jej świat zaczyna zawężać się do czterech ścian. Ale starość nie oznacza dla niej rezygnacji z życia – tego, które już za nią i do którego wraca pamięcią, ani tego, które skrywa przed nią niespodziewaną miłość po dziewięćdziesiątce. Birgitte wspomina swą karierę kardiochirurżki w środowisku zdominowanym przez mężczyzn, rozmyśla o rodzinie, także tej, której nigdy nie założyła, podtrzymuje ostatnie znajomości i – mimo mądrości, wieku i doświadczenia – nie chce zrezygnować z marzeń. Ta inteligentna, dowcipna kobieta próbuje pogodzić się z życiem, rozmyślając o przeszłości i o tym, co jej pozostało w tym coraz bardziej obcym świecie.

Gdzie jestem? Co robię? Czy już umarłam? Nie. Musiałam upaść. Leżę na środku salonu. Najprawdopodobniej szłam do fotela przy oknie i potknęłam się o brzeg dywanu.
Nie mam odwagi się poruszyć.
Jeszcze nie.
Mam czucie w palcach u nóg. To dobrze. Czyli mnie nie sparaliżowało. Bo gdyby było inaczej, to mogliby mnie od razu posłać do domu opieki i nawet nie miałabym żadnych kontrargumentów. Nie chcę umrzeć w takim miejscu. Chcę umrzeć tutaj. Tyle że nie na podłodze. Nie, żeby to mi robiło jakąś różnicę, po prostu nie podoba mi się myśl o tej bezradnej pozycji w pasie światła wpadającego przez okno. Bez mojej peruki.
Czuję, że biodra mam sztywne. Za mało mazi stawowej i to krzywe ułożenie ciała. Podłoga jest twarda. Gdy próbuję się wyprostować, boli trochę bardziej. Pewnie straciłam na chwilę przytomność. Długo tak tu leżę? Na to wygląda.
Muszę się dostać do łóżka.
Gdy próbuję wstać, zauważam, że moja prawa dłoń nie działa. To pewnie kolejne złamanie którejś z kości nadgarstka. No cóż. Jeśli tylko dam radę się dźwignąć, pójdę jutro do lekarza. A on pewnie, jak zawsze, spróbuje mnie posłać do domu opieki. Przyniosę mu czekoladki i wino, żeby mógł się skupić na czymś innym. To prosty człowiek.
Próbuję obrócić się na brzuch.
Nie daję rady. Czyżby poszła też szyjka kości udowej? Nie, jestem po prostu bardzo poobijana. Za każdym razem, gdy unoszę głowę, świat wiruje mi przed oczami.
Jeśli nawet uda mi się wstać, to niewykluczone, że w drodze do łóżka znów zemdleję i upadnę. Odpycham się zdrową ręką, próbuję obrócić ciało na bok. Ale nic z tego.
Co za żałosne położenie.
Wpatruję się w sufit.
Zaczyna robić się chłodno.
Kilka razy wołam o pomoc, ale nadaremno.
Telefon jest za daleko.
W tym tygodniu ma przyjść mój fryzjer, ale kiedy dokładnie? Jestem zupełnie otumaniona. Jak on ma na imię? Michel? Tak, coś w tym guście. W najlepszym wypadku przyjdzie za dwa dni. Może trzy. Więc chyba po prostu muszę tak leżeć. Leżeć i czekać. Odwracam głowę ku oknu. Niebo jest różowe, niedługo zapadnie zmrok.

FRAGMENT POWIEŚCI